Już z samego rana wyłazimy z zimnych namiotów. Na szczęście zmarzłe kości koi widok skąpanej w słońcu doliny Kobylańskiej. Po wczorajszej rozgrzewce aż chce się jak najszybciej zacząć dalsze wspinanie.
A początek był ciekawy. Moje pierwsze zetknięcie ze skałami oraz pierwszy wspin z dołem… no i szukanie Justyny, która na szczęście się znalazła po małych przygodach poprzedniej nocy ;)
Szybkie śniadanie i ruszamy zostawiając za plecami Żabi Koń, na który musimy jeszcze poczekać. Dzisiejszy kierunek – Jerzmanowice.
Żar leje się z nieba od samego rana. Na szczęście większość dnia wspinamy się w cieniu. Darek serwuje nam sporą ilość nowości, które wcale nie tak łatwo od razu zapamiętać ;) Pierwsza (chyba) V, pierwszy zjazd, pierwsze stanowisko. Przepiękny dzień pełen wrażeń
.
Dzień trzeci zapowiada się jeszcze lepiej.’ Wielowyciągówka’ na Żabim Koniu! Szybka powtórka w głowie tego, co wczoraj się nauczyłem i łoimy piękną drogę. Prowadzę pierwszy wyciąg, Justynka drugi z pięknym trawersem i na koniec znowu ja. Stanowisko, podziwianie widoków, i zjazd. Później znowu do góry próbując powalczyć na szóstkowym wariancie
Noc dała nam trochę w kość. W namiocie średnio przyjemne 10 stopni. Wyruszamy z rana do Doliny Bolechowickiej i korzystając z ostatnich godzin dobrej pogody robimy dwie, piękne piątki, czwóreczkę i jedną trójkę;) oczywiście na własnej, żeby nie było zbyt łatwo.
Na koniec serdeczne dzięki dla Darka z klubu wspinaczkowego Klama za wszystko czego nas nauczył. Jeżeli miałbym wybierać jeszcze raz szkołę do zrobienia kursu, wybrałbym ponownie tak samo. Dzięki również za zdjęcia...w końcu chociaż raz nie byłem fotografem ;)
Oczywiście wielkie dzięki również Tobie, Justynko za miłe towarzystwo i piękną walkę na ścianach.
Do zobaczenia w skałach...