piątek, 9 września 2011

„[…]z pogardą dla śmierci[…]”

...czyli kilka luźnych urywków z kursu wspinaczkowego.

Już z samego rana wyłazimy z zimnych namiotów. Na szczęście zmarzłe kości koi widok skąpanej w słońcu doliny Kobylańskiej. Po wczorajszej rozgrzewce aż chce się jak najszybciej zacząć dalsze wspinanie.



A początek był ciekawy. Moje pierwsze zetknięcie ze skałami oraz pierwszy wspin z dołem… no i szukanie Justyny, która na szczęście się znalazła po małych przygodach poprzedniej nocy ;)

Szybkie śniadanie i ruszamy zostawiając za plecami Żabi Koń, na który musimy jeszcze poczekać. Dzisiejszy kierunek – Jerzmanowice.

Żar leje się z nieba od samego rana. Na szczęście większość dnia wspinamy się w cieniu. Darek serwuje nam sporą ilość nowości, które wcale nie tak łatwo od razu zapamiętać ;) Pierwsza (chyba) V, pierwszy zjazd, pierwsze stanowisko. Przepiękny dzień pełen wrażeń

.






Dzień trzeci zapowiada się jeszcze lepiej.’ Wielowyciągówka’ na Żabim Koniu! Szybka powtórka w głowie tego, co wczoraj się nauczyłem i łoimy piękną drogę. Prowadzę pierwszy wyciąg, Justynka drugi z pięknym trawersem i na koniec znowu ja. Stanowisko, podziwianie widoków, i zjazd. Później znowu do góry próbując powalczyć na szóstkowym wariancie


















Kolejny dzień zaczął się od szukania Lotników gdzieś na końcu zarośniętej doliny. Taka trochę zabawa w podchody. Zdjęcia jakieś by się również znalazły jednak mój aparat uznał, że nie warto ich pokazywać i dziwnym trafem je zżarł. Dzień minął pod znakiem kości, heksów, trikamów, mechaników i ..jebadełka JZrobienie wyślizganej V- ucząc się dobrze osadzić sprzęt w skale odbyło się przy zaciśniętych zwieraczach. Jednak uścisk dłoni prezesa (dzięki Darek :D) już na dole jeszcze bardziej podbudował do dalszej walki. Żeby było mało, a Justynie było zawsze mało, zostaliśmy po godzinach bułować łapy na, jak się okazało, niebanalnej V+. Piękna pogoda, super droga… czego chcieć więcej!?

Noc dała nam trochę w kość. W namiocie średnio przyjemne 10 stopni. Wyruszamy z rana do Doliny Bolechowickiej i korzystając z ostatnich godzin dobrej pogody robimy dwie, piękne piątki, czwóreczkę i jedną trójkę;) oczywiście na własnej, żeby nie było zbyt łatwo.
















Na koniec serdeczne dzięki dla Darka z klubu wspinaczkowego Klama za wszystko czego nas nauczył. Jeżeli miałbym wybierać jeszcze raz szkołę do zrobienia kursu, wybrałbym ponownie tak samo. Dzięki również za zdjęcia...w końcu chociaż raz nie byłem fotografem ;)

Oczywiście wielkie dzięki również Tobie, Justynko za miłe towarzystwo i piękną walkę na ścianach.

Do zobaczenia w skałach...



1 komentarz:

  1. Odniosę się tylko do pierwszego zdjęcia, ma świetni klimat i przyniosło mi wspomnienia z tego miejsca, dzięki! ;)

    OdpowiedzUsuń